Intro
Panią Marię i jej męża, Tadeusza, spotkałem tak jak było zaplanowane, u zajmującej się od wielu lat sprawami rodziny mecenas Ewy Bojarskiej. Pani Maria to niezwykle kontaktowa, sympatyczna kobieta, u której przez jej autentyczność, ogromne wrażenie robią smutne oczy. Bo też jeśli życie jej czegoś nie poskąpiło, to na pewno trosk. Zaczęła się rozmowa, podczas której usłyszałem historię nie pozostawiającą obojętnym normalnego słuchacza. Oburzenie, bunt, niezgoda na taką sytuację – to wszystko przewalało się przeze mnie jeszcze długo po tym spotkaniu. Dość powiedzieć, że musziało minąć 5 dni, abym był w stanie zasiąść do tego artykułu i zachować choć trochę bezstronności. Ale uprzedzam, tylko trochę, bo z całym przekonaniem występuję po stronie Pani Marii i jej rodziny. Dziennikarz pozostaje obywatelem, a obywatel nie może w tej sprawie pozostać obojętny. Przeczytajcie Państwo historię Marii i Tadeusza, sumiennych obyawateli i pracowników, rodziców szóstki dzieci, którym przyszło się zmagać z rzeczywistością kreowaną przez bezduszne instytucje i ich władze do samorządowych włącznie. Przeczytajcie o ludzkiej rozpaczy i walce o ludzką godność w Gliwicach, mieście sukcesu…
Bohaterzy naszych czasów
Ona, Maria, pracuje do dnia dzisiejszego, jako sprzątaczka w kolejnych szkołach. Pracuje od 1991 roku. Jej mąż, Tadeusz, w szkole mieszczącej się przy ul. Królowej Bony 13 był palaczem. Ciężkie, często niedostrzegane prace, bez których żadna szkoła funkcjonować by nie mogła. Warto w tym miejscu wspomnieć słów kilka o samym budynku. Jest piękny – mówi to każdy, kto go zobaczy. przed wojną był siedzibą sióstr, które prowadziły tu szkołę z internatem. Tętnił życiem. Wiele osób nie ma wątpliwości – „za Polski, zrobiono z niego stajnię”. Oczywiście budynek stał się po wojnie własnością Skarbu Państwa i został następnie przekazany Gminie. Mieściły się w nim Pedagogiczne Studium Techniczne i Studium Nauczycielskie. Później szkoły zostały przeniesione – jedna na Hutniczą, druga do Nowych Gliwic (Bojkowska). Warto już w tym miejscu podkreślić, że w budynku było realizowane jedno z podstawowych zadań własnych gminy, jakim jest oświata. Maria i Tadeusz pracowali w szkole, zatem otrzymali przydział na mieszkanie służbowe. Standard praktycznie żaden – 56 mkw. i 2 pokoje. To niewiele, kiedy mówimy o 8 osobowej rodzinie. Oboje doceniali jednak to, co mają. Ciężko pracowali zawodowo i chyba jeszcze ciężej w domu, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że wychowanie na dobrych ludzi i obywateli 6 dzieci, to ciężka praca. Ich życie toczyło się tak, jak większości z nas, pośród wielu trudów, ale i codziennych „zwykłych” radości. Tak było do chwili, w której rodzinie B. zdarzyła się katastrofa…
Siostry, znaczy problem
Na początku nic jej nie zapowiadało, mimo że w 2001 roku Gmina przekazała budynek Siostrom Szkolnym de Notre Damme w ramach rekompensaty za utracone dobra. Siostry Szkolne miały swoje plany w stosunku do budynku i choć nie były one bynajmniej związane z edukacją nie sposób podważyć ich prawa do dowolnego dysponowania nieruchomością. Miałaby ona stać się apartamentowcem, a inwestorem ma być firma RADAN Tadeusza Wesołowskiego. Poniżej prezentujemy wizualizacje przyszłego budynku autorstwa Wojciecha Wojciechowskiego.
Cały problem w tym, że Siostry zawarły z Radanem umowę przedwstępną, w której między innymi umieszczony jest warunek firmy, że lokal ma być opróżniony. opróżnić jednak się nie da – nikt nie spodziewał się, że spracowana pani Maria wraz ze swoją rodziną będą tak nieustępliwi w walce o swoje prawa. Przerażające jest, że przyszło im przede wszystkim walczyć z Państwem, dla którego pracowali przez lata, któremu wychowali 6 obywateli i którego podstawowym obowiązkiem jest dbanie o swoich obywateli. Być może największym pechem Państwa B. jest to, że przyszło im żyć w miejscu, w którym mamy do czynienia z władzą mającą sobie najwyraźniej za nic mieszkańców, których z perspektywy zajmowanych urzędów nawet trudno dostrzec…
Co na to prawo?
Że prawo jest po stronie pani Marii trudno wątpić, skoro już dwie sprawy sądowe zakończyły się przegraną Sióstr. Dlaczego? Jak poinformowała w swoim piśmie przełożona prowincjalna Elżbieta Grabowy „w naszej ocenie prawną odpowiedzialność za obecny stan rzeczy ponosi Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego, który w 2004 roku zobowiązał się do przekazania na rzecz Zgromadzenia budynku przy ul. Królowej Bony 13 bez jakichkolwiek osób trzecich. Z obowiązku tego się nie wywiązał, mimo licznych interwencji tak Zgromadzenia, jak i Pani Marii B.”
To bardzo ważne słowa, do których jeszcze przyjdzie nam wrócić. Teraz jednak pora napisać, w jaki sposób przez wiele ostatnich lat usiłowano złamać godny podziwu opór Państwa B. Otóż w 2005 roku doszło do pierwszej próby eksmisji, a w 2009 do drugiej. Wiele o zasadności podejmowanych środków mówi postawa gliwickiej Policji, która podczas próby wejścia do mieszkania, do której doszło za sprawą pełnomocnika Sióstr mecenasa Wojciecha Knuttera, odmówiła udziału w czynnościach. Jak się okazało okoliczności tej sprawy były co najmniej wątpliwe, a funkcjonariusze nie dopatrzyli się znamion uzasadniających ich interwencję. Wypada w tym miejscu pogratulować policjantom nie tyle służbowej, co przede wszystkim ludzkiej postawy. Co było potem? Pan mecenas (!) de facto włamał się do mieszkania, otworzywszy przemocą drzwi. Na szczęście wrócili od teściów pani Maria i pan Tadeusz. Obie próby eksmisji spełzły na niczym bo Sąd uznał roszczenia lokatorów mieszkania i dopatrzył się w całej sprawie oczywistego łamania ustawy o ochronie lokatorów.
Oblężeni we własnym domu
Sytuację trwającą od kilku lat można określić dosłownie stanem oblężenia. Bo jak inaczej, skoro z jednej strony bez przerwy trwa „szturm prawny”, a z drugiej w lokalu odcięto ogrzewanie (w 2004 roku) i wodę (w 2009). W tych warunkach Państwo B wraz z trójką zameldowanych z nimi dzieci w najtrudniejszych okresach tułają się, pomieszkując kątem u ludzi, którzy mają coś o co najwyraźniej coraz trudniej – serce. Nie są bezczynni. Od lat trwa ich, wspierana przez mecenas Bojarską, batalia o normalność, o zapewnienie im przysługującego im zgodnie z prawem lokalu zastępczego. Fakt przekazania przez Gminę i Urząd Marszałkowski budynku wraz z zamieszkującą go ZGODNIE Z PRAWEM rodziną jest przejawem urzędniczej bezduszności, ale jest również zachowaniem prawnie niedopuszczalnym. W międzyczasie Pani Maria kierowała dziesiątki pism do różnych osób i instytucji, w tym do Premiera Donalda Tuska i do Rzecznika Praw Obywatelskich. rzecz jasna zwracała się również do Sióstr, Urzędu Marszałkowskiego, władz Gliwic. Bez rezultatu.
Oczywiście pozory są zachowane. Oto np. Siostry zakupiły mieszkanie własnościowe na Gwardii Ludowej i zaproponowały wynajęcie go rodzinie Pani Marii na… 3 lata. Nie gwarantują niczego, a rodzina będzie musiała przy tym wnosić opłaty na poziomie spółdzielni, na które zwyczajnie jej nie stać. A co potem, po 3 latach? „Pod most” – pani Maria nie ma wątpliwości.
Przyszedł list z Magistratu
W kontekście tego wszystkiego jako przejaw skrajnego cynizmu można odczytać pismo zastępcy prezydenta miasta Adama Neumanna, w którym czytamy:
„Zgodnie z §6 cytowanej Uchwały (RM Nr XXII/723/2009) Miasto zapewnia wynajęcie lokalu zamiennego lokatorom mieszkającym w lokalach wchodzących w skład mieszkaniowego zasobu Miasta Gliwice. Wyjaśniam, że budynek, w którym obecnie Pani zamieszkuje, nie jest własnością Gminy Gliwice, w związku z czym Gmina nie ma obowiązku wskazania ewentualnego lokalu zamiennego oraz nie może ingerować w sytuację prawną tej nieruchomości. Udzielenie Pani pomocy nie może wykraczać poza obowiązujące przepisy prawa miejscowego.”
A kolejny fragment ukaże już nie tylko cynizm i bezduszność, ale wręcz społeczną znieczulicę ludzi, którzy zajmują najważniejsze funkcje w gliwickim samorządzie. Oderwany od rzeczywistości zastępca prezydenta radzi bowiem Pani Marii co następuje: „Dodatkowo informuję, że poza ubieganiem się o wynajęcie lokalu socjalnego lub tzw. docelowego, istnieje możliwość starania się o najem, poprzez branie udziału w przetargach na wysokość stawki czynszu wolnego za wynajem lokali mieszkalnych, ogłaszanych przez ZBM TBS”.
Tą iście ojcowską radą kończy się pismo Adama Neumanna. Wygląda to na drwinę. W tym miejscu wypada bowiem zapytać go, czy zdaje sobie sprawę ile może zarobić osoba pracująca jako sprzątaczka w szkole? W tym miejscu muszę już podać informację, którą pani Maria nie lubi epatować – pan Tadeusz jest bardzo chory. Obecnie jest na rencie inwalidzkiej. Katem jego życia okazała się być dna moczanowa w skrajnej, rzadkiej postaci. Ciało Pana Tadeusza pokryte jest podskórnymi, bardzo bolesnymi guzami, ma zniekształcone pokryte guzami stawy, powykręcane palce. Ból jest wszechogarniający, chwilami nie dający mu wysiedzieć w miejscu. Największym jego wrogiem jest chłód (!). Nie może rzecz jasna pracować. Jedna z córek p. Marii ma wadę serca. Takiej rodzinie Adam Neumann radzi stanąć do przetargu na stawkę czynszową w TBS. To haniebne.
W międzyczasie była również próba zainteresowania sytuacją Rady Miejskiej. Trzeba przyznać, że radny Jarosław Wypych doprowadził do spotkania z biskupem diecezji gliwickiej Janem Kopcem. Biskup rozumie sytuację, ale podjąć się mógł tylko próby wpłynięcia na Siostry. Nie jest bowiem ich zwierzchnikiem.
Zapytajmy razem
Jeśli chodzi o ocenę całej sytuacji, przypomnijmy ciągnącej się już ponad 10 lat, nie ma wątpliwości mecenas Ewa Bojarska. „Ta sprawa jest probierzem tego, czy Gmina dba o interes obywateli, czy też wyłącznie o jakieś swoje, bliżej nieznane interesy.” Bojarska zna sprawę od początku. Pani Maria nie ma wątpliwości, że gdyby nie ona nie wiadomo co z nimi byłoby teraz.
Ja pozwolę sobie jednak na dalej idące wnioski i postawienie oczywistych pytań:
1. Jak można ocenić Państwo, Samorząd, Gminę, które w takiej NIEZAWINIONEJ przez obywatela sytuacji wykazuje się całkowitym, wyrażanym wypowiedziami jego prominentnych przedstawicieli, cynizmem i które uważa, że stwierdzenie „Gmina nie ma obowiązku wskazania ewentualnego lokalu zamiennego” daje mu alibi dla bezczynności? Tu nie sposób nie przypomnieć, że Gmina ma jeden nadrzędny obowiązek dbania o mieszkańców, którzy ją tworzą. Tak, Panie Neumann, Pani Maria i jej rodzina współtworzą wspólnotę, która zapewnia Panu i kolegom godziwy zarobek. Gmina zatem ma, tu przydałby się epitet określający jaki obowiązek, zadbać o interesy Pani Marii i jej rodziny i żadna uchwała Rady Miejskiej nie ma tu nic do rzeczy.
2. Dlaczego, skoro przełożona prowincjalna przyznała, że prawnie zawinił Urząd Marszałkowski, Siostry występują sądownie przeciwko osobie, która jest w tym wszystkim rzeczywistą ofiarą, a jej i jej rodziny losem zwyczajnie się kupczy? Bo wydawało się, że tak będzie łatwiej?
3. Czy Rada Miejska raczy się zainteresować sprawą mieszkanki, która jest wręcz ekstremalna i więcej niż poruszająca? Może nawet Rada zechce zmienić uchwałę, na którą tak cynicznie powołał się Adam Neumann i zmienić zapisy tak, aby pozwoliły chronić nie tylko mieszkańca „zasobu mieszkaniowego gminy”, ale po prostu obywatela miasta, który NIE ZE SWOJEJ WINY, a wręcz z winy Państwa, na które łoży i dla którego pracuje, znalazł się w podobnej sytuacji.
4. Jak to możliwe, żeby cztery uczestniczące w sprawie potężne podmioty: Gmina Gliwice, Urząd Marszałkowski, Kościół i RADAN nie potrafiły rozwiązać tego problemu odsyłając coraz bardziej zrozpaczoną kobietę od Annasza do Kajfasza (szczególnie Kościół, Siostry powinny wiedzieć co oznacza ten związek frazeologiczny)? Przecież to, żeby Pani Maria z rodziną opuścili lokal leży w interesie wszystkich.
5. Może znakomity prezydent miasta sukcesu Zygmunt Frankiewicz wejrzy łaskawym okiem ze swojego „podium” i zamiast tworzenia fikcyjnych „polityk prorodzinnych” zechce zająć się sprawą mieszkanki, która nie dość, że sama płaci od lat podatki, to jeszcze wychowała miastu szóstkę podatników? Panie Zygmuncie Frankiewiczu, Gliwice nie stoją tylko gazelami, gepardami, lwami i pana znakomitymi menadżerami. W pana Gliwicach dzieje się krzywda 8 obywatelom. Całkowicie niezezasłużona i sprokurowana przez instytucje.
6. Może Kościół w osobach swoich przedstawicieli zrozumie wreszcie, że ostatni splot niekorzystnych wizerunkowo biznesowych pociągnięć naprawdę mu nie służy i sięgnie po skuteczną mediację w tej sprawie? Idea ubóstwa, którą raczy tak konsekwentnie głosić nie może dotyczyć tylko jego owieczek, a już na pewno jako instytucja nie powinien przyczyniać się do tego, aby je w tym ubóstwie utwierdzać.
7. Szanowni gliwiczanie, kiedy sięgniecie po środki, które macie i zmusicie ludzi, od których zależą takie sprawy do działania? Zastępca Prezydenta oświadcza, że „gmina nie ma obowiązku”. Miasto oświadczało to również po katastrofie domu na Słowackiego. Jak długo jeszcze będziecie brać za dobrą monetę takie cyniczne i NIEPRAWDZIWE wypowiedzi? Czy naprawdę jako alibi w obliczu naszego milczenia i obojętności na los współmieszkańców, którym dzieje się źle, wystarczy nam medialna, publiczna zbiórka na WOŚP?
Oczekuję pomysłów, jak pomóc Pani Marii i jej Rodzinie. Oczekuję presji na władzę. Oczekuję reakcji Rady Miejskiej – może tu chociaż pokaże, że potrafi cokolwiek. Oczekuję reakcji artystów, pisarzy, przyjaciół i ludzi obcych. Oczekuję, abyśmy wreszcie zaczęli się uczyć współpracy. Napiszcie na adres;
redakcja@info-poster.eu
Nie wiemy, kiedy to my wyciągniemy ręce po pomoc.
Zakończenie…
…będzie wiele mówiące. Słowa Zygmunta Frankiewicza z ostatniej sesji Rady Miejskiej: „Nie ma już w Gliwicach tak silnego głodu mieszkaniowego, do jakiego byliśmy przyzwyczajeni”. Nie wymagają w kontekście tej historii komentarza…
Dariusz Jezierski